Hucznie zapowiadany rządowy program Mieszkanie Plus miał być ratunkiem na złą sytuację mieszkaniową najuboższych Polaków, oferując mieszkania w cenach znacznie poniżej średniej rynkowej. Tymczasem okazuje się, że wybudowanie lokali w cenie takiej jak zapowiadano na początku jest praktycznie niemożliwe.
Założenia programu były takie, że na gruntach należących do Skarbu Państwa powstaną budynki wielorodzinne, w których lokale będzie można wynajmować w bardzo korzystnych cenach. To właśnie udział państwowej ziemi miał znacznie obniżać koszt inwestycji. Z mieszkań będą mogły korzystać osoby, których nie stać na zakup lub wynajem w cenach rynkowych, z pierwszeństwem dla rodzin wielodzietnych. Z czasem, dopłacając do czynszu określoną kwotę, mieszkanie takie można będzie nabyć na własność.
Adiasz/bigstockphoto.com
Tymczasem okazuje się, że aby utrzymać ceny czynszów na zapowiadanym poziomie, najprawdopodobniej rząd, a raczej podatnicy, będą musieli do nich dopłacić. Działająca w Kancelarii Premiera Rada Mieszkalnictwa będzie rekomendować zmiany programu, a mianowicie wprowadzenie modułu dopłat do czynszów w mieszkaniach, które powstaną w ramach programu.
Premier Beta Szydło zaraz po objęciu urzędu deklarowała, że mieszkania będzie można wynająć w cenie 10 – 20 zł za metr kwadratowy. Za 55-metrowe mieszkanie najemca musiałby więc płacić między 550 zł a 1100 zł, czyli rzeczywiście sporo mniej niż na rynku komercyjnym. Tymczasem w Jarocinie kończy się budowa pierwszych mieszkań, które wynająć można za około 1300 zł. W porównaniu do cen rynkowych oferta ta przestaje być już atrakcyjna, ponieważ wśród ogłoszeń można znaleźć tańsze oferty.
Program zweryfikowała twarda rzeczywistość. Dobra sytuacja na rynku nieruchomości, wysoki popyt i podaż, a także wzrastająca ilość inwestycji o charakterze infrastrukturalnym, a przy tym brakująca liczba fachowców w branży powodują, że widocznie wzrosły ceny materiałów budowlanych. Przez to koszty wszystkich inwestycji zaczęły rosnąć, a tym samym wzrosły i ceny samych nieruchomości. Deweloperzy tną swoje marże, ale mimo wszystko muszą na takim interesie zarobić.
Dodatkowo program boryka się z poważnymi opóźnieniami. Wynika to często z nieuregulowanego statusu gruntów państwowych leżących w obszarach miast. Ponadto rozbudowana biurokracja powoduje, że od wygrania przetargu do rozpoczęcia inwestycji mogą upłynąć nawet dwa lata. Wiele z takich działek nie posiada niezbędnej infrastruktury, a jej doprowadzenie oznacza kolejne koszty i wydłużenie budowy.
Deweloperzy również podchodzą do pomysłu sceptycznie i wcale nie zasypali rządu swoimi ofertami. Wolą oni bowiem zawierać umowy z partnerami prywatnymi, ponieważ te podpisywane z podmiotami państwowymi cechują się mniejszą elastycznością.
Dodaj komentarz